Bogusław Deptuła
Trzask szkła
Upamiętnienie wielkie tragedii, to wielkie zadanie dla sztuki, ale sztuka bardzo rzadko umie mu podołać.
Znany mi do tej pory artystyczny odzew na tragedię 11 września 2001 jest tak mało ważki, że aż trudno o nim pisać. Malowane szczerym sercem obrazy, wydają się niewspołmiernie płaskie wobec inspirującego je zdarzenia, że lepiej o nich milczeć. Rozprawianie o nich wydaje się krzywdzące zarowno dla ofiar jak i dla artystow. Sztuka przedstawiająca zawsze miała kłopoty z upamiętnianiem. Tylko kilka razy udawało się jej osiągnąć wyższy poziom metafory: "Rozstrzelanie powstańcow madryckich" Goyi i tegoż "Okropności wojny", "Guernica" Picassa, może Zadkina "Człowiek z wyrwanym sercem" w hołdzie Rotterdamowi. Ponowna próba Picassa - jego obraz z wojną koreańską, był już tylko groteskowy. Wydaje się, że dzisiejsze media powinny ułatwiać artystom zadanie i pozwalać im na swobodniejsze operowanie większą ilością technicznych nowości w służbie upamiętniania. Operowanie ruchomymi obrazami, nieograniczone wprost możliwości użycia dźwięku, łatwość w uzyskiwaniu absolutnej ciemności, to tylko kilka przykładow na dzisiejsze, chwilami wydawać by się mogło, niemalże nieograniczone możliwości oddziaływania na zmysły i umysły widzow.
"Ge'Hinnom" najnowsza instalacja Krzysztofa Bednarskiego w warszawskiej Galerii Foksal wydaje się pierwszym tak poważnym głosem w polskiej sztuce na temat wielkiej tragedii, czy jak to zostaje zasugerowane w tytule — gehenny. Zapewne dzieło to nie musi się sprowadzać wyłącznie do jednego wydarzenia z 11 września 2001, ale pewnie tym konkretnym zostało wywołane. Pokazane w dwulecie tamtych wydarzeń, jest widomym znakiem myślenia o nich. Jest najlepszą, z tych jakie do tej pory widziałem, polską artystyczną reakcją, tworczym, bo przetwarzającym, a nie odtwarzającym, a nade wszystko syntetyzującym pomysłem. Przecież są zdjęcia, filmy, relacje, zapisane głosy. Technika sprawiła, że cały — nasz — świat, wstrzymał oddech i przez kilka, kilkanaście dni patrzył w ekrany telewizorow, słuchał radia, był globalną wioską. Trudno o porownania, bo wojną, te wydarzenia zostały nazwane dopiero poźniej, ale to co się stało, nie miało dotychczas precedensu w dziejach ludzkości. Zapewne tego co zrobił Bednarski na Foksal, nie da się sprowadzić tylko do jednego zdarzenia, ale równocześnie skojarzenia są nieuniknione.
Niewielka, tym razem zamknięta całkowicie przestrzeń Galerii Foksal w całości zasypana została potłuczonym szkłem. Trzeszczący pejzaż oświetla migająca na czerwono lampa sygnalizacyjna. Początkowo boimy się wkroczyć na ten niebezpieczny i zupełnie nieziemski pejzaż. To już jakby nie tutaj, to gdzieś po drugiej stronie, tam gdzie nie ma już normalnego obiektywnego światła słonecznego czy księżycowego, a zostało tylko czerwone, pulsujące, chciałbym napisać wściekłe, ale może aż takie to ono nie jest, może jest raczej nieznośne, światło alertu. Jednak wkroczenie na powierzchnię niepewności przynosi zaskakujący skutek. W niszy, niewidocznej z progu pomieszczenia widz odkrywa nowy, zaskakujący element. Umieszczono tam dwie miniaturowe dziecięce rączki. Między nimi ślad po płomieniu. Dwie drobniutkie dłonie otwarte w geście modlitwy, albo oczekiwania na coś, co mogłoby spaść z nieba, jak manna, choćby i tylko ten płomień w miejscu, w ktorym powinien znajdować się korpus i głowa, a ktore zniknęły. Wyparowały.
Krzysztof M. Bednarski, rocznik 1953 absolwent wydziału rzeźby warszawskiej ASP w pracowni Jerzego Jarnuszkiewicza. W latach 1976-1982 związany był z Teatrem Laboratorium Jerzego Grotowskiego; projektował min. plakaty do przedstawień. Już od pracy dyplomowej z 1978 roku, pt. "Portret Karola Marksa" wykonywał rzeźby o jawnie politycznym kontekście: "Portret zbiorowy" (1979), "Victoria-Victoria" (1983), "Judasz" (1984). W 1985 na dziedzińcu ASP przy ul. Myśliwieckiej miała miejsce akcja Bednarskiego pt. "Spalenie wnętrzności Sfinksa (Wielkim budowniczym)". Sfinks był zrobiony z pudełek po zapałkach i efektownie spłonął. Od połowy lat 80-tych, co raz częściej przebywa we Włoszech. W 1987 zrealizował swoje, bodaj, najsławniejsze dzieło "Moby Dick": pocięty na kawałki kadłub jachtu rozmieszczony został w zaciemnionej przestrzeni galerii Muzeum ASP i otulono dźwiękowym, tłem — zarejestrowane przez NASA dźwięki planet. Głowa Marksa z dyplomu powracała jeszcze w innych pracach Bednarskiego: "La Rivoluzione Siamo Noi — J. Beuys" (1986), czy "Kurhan Skram Lorak" (1988). "Od końca lat 80. Bednarski tworzy rozbudowane instalacje, w ktorych nośnikiem znaczeń są moduły plastyczne: pełne i ażurowe ostrosłupy, konstruowane z nich przestrzenne gwiazdy (...) oraz metalowe stoły o stałych wymiarach", napisała Maryla Sitkowska w kalendarium towarzyszącym obecnej wystawie. W 1996 roku zrealizował pomnik nagrobny Krzysztofa Kieślowskiego na warszawskich Powązkach. "W 1999 zaprezentował w Centrum Sztuki Wspołczesnej w Warszawie wystawę indywidualną "Scarpe Italiane — Buty Włoskie", pomyślaną jako autorska instalacja zbudowana z dawnych i nowych prac, z autoironicznym wideoperformancem pod tym samym tytułem."
"Ge'Hinnom — Dolina Hinnoma (albo też synow Hinnoma), to temat wywiedziony z Ksiąg Prorokow Biblii, w łacińskiej zaś wersjiznany jako Gehenna właśnie albo Dolina Gehenny. Jest to połać ziemi na południowym skraju Starej Jerozolimy. Miejsce przeklęte i przeklinane. Miejsce splamione grzechem, zepsuciem oraz karą. To powszechna alegoria doświadczania zła w rożnych postaciach — tego czynionego i doznawanego w nowych i nowych pokoleniach przez ludzi i społeczności, wciąż oraz w każdym miejscu. W czasie dawnej i nowej ery; w czasie roztrzaskania kamiennych Tablic, w epoce rozbicia lustra odzwierciedlającego świat postrzegany, w czasie rozsypującego się marmuru albo betonu i szkła, objawianego nam dzisiaj poprzez widmowy obraz na ekranach telewizorow bądź komputerow. Nicości czającej się za czynami wtorować zdaje się nikczemność ich przedstawiania przez krzywe lustra komunikacji. Ich zniekształcenia, widmowość naprostowuje chciałoby się, aby tak było — sztuka." Napisał Jaromir Jedliński w eseju towarzyszącym wystawie.
Myśląc o dramacie, czy raczej idąc za tytułem wystawy Bednarskiego, o gehennie 11 września, najczęściej w myślach widziałem płomienie i pył. Krzysztof M. Bednarski wybrał inną materię, by zbliżyć nas i siebie do tej tragedii. Wybrał szkło i postąpił słusznie. Jest to trafna i nośna artystycznie decyzja. Nie da się zbyt długo trwać na tej szklanej powierzchni, to zbyt nienaturalne, zbyt męczące. Fizyczność pomysłu i materii jest przejmująca. Można się oczywiście zastanawiać czy to upamiętnienie nie jest także jakąś formą emocjonalnego szantażu na widzach? Gdy przedmiotem sztuki staje się tragedia trzeba być chyba szczegolnie ostrożnym oglądając i rozmyślając o takich dziełach. Zgoda, ale jeśli w naszym przekonaniu dochodzi do stopienia w jedność materii sztuki i przekazu, to wątpliwości opadają i poddajemy się wizji.