obecnie zapowiedzi/info artyści historia kontakt

Krzysztof M.
Bednarski
Ge'Hinnom

wystawa otwarta
od 17 września
do 20 października 2003

Jaromir Jedliński
Okruchy

"A wy filozofowie, którzy twierdzić śmiecie,
Że 'dobre jest cokolwiek się zdarzy na świecie',
Chodźcie spiesznie oglądać te kupy popiołów,
Te kobiety i dzieci leżące pospołu,
Te smutne szczątki domów wkoło rozrzucone,
Pod rozbitym marmurem ciała rozproszone;
(...)
A wy na to: 'Na świecie wszystkiego potrzeba,
Wszystko jest dobre'. Cóż to! Więc na świecie całym
Bez zniszczenia Lizbony gorzej by się działo?
(...)"
Voltaire, z Poematu o zagładzie Lizbony, 1755-56

W pracy wybranych artystów dojmujące tematy, doznania, intuicje dojrzewają przez lata; krystalizują się w utworze w następstwie zderzenia doświadczenia wewnętrznego z okolicznościami czasu i miejsca. Takim artystą jest Krzysztof M. Bednarski, który mawia: "Musimy być przygotowani na właściwy moment". Takim tematem, który ucieleśnił się w formie przestrzennej realizacji, w pierwszej swojej wersji w Neapolu, w kolejnej w Warszawie w początku nowego stulecia jest Gehenna. Ge'Hinnom – Dolina Hinnoma (albo też Dolina Synów Hinnoma), to temat wywiedziony z Ksiąg Proroków Biblii, w łacińskiej zaś wersji znany jako Gehenna właśnie albo Dolina Gehenny. Jest to połać ziemi na południowym skraju Starej Jerozolimy. Jest to miejsce przeklęte i przeklinane. Miejsce splamione grzechem, zepsuciem oraz karą. To powszechna alegoria doświadczania zła w różnych postaciach – tego czynionego i tego doznawanego w nowych i nowych pokoleniach przez ludzi i społeczności, wciąż oraz w każdym miejscu. W czasie dawnej i nowej ery; w czasie roztrzaskania kamiennych Tablic, w epoce rozbicia lustra odzwierciedlającego świat postrzegany, w czasie rozsypującego się marmuru, albo betonu i szkła objawianego nam dzisiaj poprzez widmowy obraz na ekranach telewizorów bądź komputerów. Nicości czającej się za czynami wtórować zdaje się nikczemność ich przedstawiania przez krzywe lustra komunikacji. Ich zniekształcenia, widmowość naprostowuje – chciałoby się, aby tak było – sztuka. "Widmo z definicji wiedzie podwójne życie" – pisze André Gluksmann – "Buszuje w przyziemnym, realnym życiu i tumani głowy. Nihiliści, zawsze gotowi do mobilizacji przeciwko niebezpieczeństwu nihilizmu, jaki projektują nie zająknąwszy się nawet o problemie problemów i najwyższym zagrożeniu, sami są dowodem ad absurdum, że nowoczesności nieodmiennie towarzyszy jej cień, azyl dla nieskończonych możliwości wirtualnego unicestwienia". W świetle poznania – czy to rozumowego, czy to intuicyjnego – znaczenie ujawnia nieraz cień rzeczy. Ma to miejsce często w przypadku rzeźby. Dzieje się tak od dawna w przypadku działań rzeźbiarskich Krzysztofa M. Bednarskiego. Cień znaczy sens.

Na rumowisku potłuczonego szkła – szyb okiennych oraz luster –  na stłuczce materiału nieodłącznie przez nas kojarzonego z widzeniem, widzeniem dwojakiego rodzaju – patrzenia poprzez przezroczyste szkło oraz patrzenia na obraz zwierciadlany – ustawione jest źródło światła obiegającego ściany, pełzającego po opartych o nie jeszcze nie rozbitych taflach szkła, światła, jakie rzuca na ściany cienie tych, którzy znaleźli się w strefie zero, w rejonie zagrożenia. Alegoria alertu. "Jest coś – powiada Krzysztof M. Bednarski – co odbierasz całym ciałem". Mówi on też o doznaniu z dzieciństwa, a takie wyznania, dodać można, nierzadko stanowią autokomentarz u tego rzeźbiarza, o powracającym śnie, w którym obiekt zabawy – piaskownica i zjeżdżalnia wiodąca do niej, wypełniona jest potłuczonym szkłem. "Są lata dochodzenia do realizacji idei" – mówi on. Tak w istocie powstawały liczne inne jego prace, na pierwszym miejscu pomiędzy nimi Moby Dick. I raz jeszcze słowa Gluksmanna: "Hamlet budzi się 11 września 2001 roku. Prześladują go nowe widma, jak zwykle emanujące śmiercią i zgnilizną coraz bardziej ogólnoświatową. Pojętni słuchacze powinni przestać fantazjować na temat czysto duńskiego, specyficznie rosyjskiego czy wyłącznie fundamentalistycznego zepsucia. Każdy Europejczyk powinien rozpoznać swoje odbicie w dziwnych, lecz nie obcych przecież lustrach". We wnęce pomieszczenia, którego podłoga zasypana jest potłuczonym szkłem, z niszy wyciągają się dwie ceramiczne dłonie dziecka, a ponad nimi ściana osmalona została palnikiem, albo miotaczem ognia, znacząc trwały cień płomienia. Wszystko, co tu zostało opisane skryte pozostaje w mroku, poza omiatającym wnętrze światłem alarmowym, oraz w ciszy. "Kicz wyzwala silne emocje – oznajmia Bednarski i dodaje – to jest na granicy kiczu". Nie odnosząc się do takiej diagnozy, przywołać tu można inną realizację artysty, także rozścieloną na podłodze alegorię grozy, pracę Trawa, tylko trawa, gdzie źdźbła traw stanowi cięty, zielony drut kolczasty. Tu też mamy do czynienia z czymś, co odbiera się całym ciałem, co porusza swoistą pamięć ciała, co wpierw odwołuje się do sfery odruchów, potem zaś dopiero do znaczenia. Tak pojmuję w istocie swojej rzeźbiarską procedurę budowania sensów swoich prac przez Krzysztofa M. Bednarskiego, ich choreograficzny albo akrobatyczny charakter ujawniający się w ich relacji.

Jaromir Jedliński

*przekład Alexander Wołowski

Copyright © Galeria Foksal MCKiS Design: kaeru