14 maja, 2021
Kurator: Lech Stangret
Roman Siwulak (ur. 1952), malarz, aktor, pedagog, absolwent krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych od początku swej aktywności malarskiej związany jest z Galeria Foksal. W roku 1976 Roman Siwulak wspólnie z Andrzejem Wełmińskim zrealizowali w Galerii Foksal pokaz pt. „Za szafą”. Składał się on z przedmiotów, które wyrwane z macierzystego kontekstu wprowadzone zostały do kontekstu obcego.
W cyklu obrazów-obiektów, pokazanych w Galerii Foksal w 2006 roku, opatrzonych wspólnym tytułem „Pomiędzy obrazem a…” Siwulak podejmował problem kondycji malarza, który zrezygnował z malarstwa, ale nie z idei bycia malarzem. W serii dzieł zaprezentowanych w 2009 roku na Foksalu, zatytułowanych „Pomimo obrazu” obrazy Siwulaka pozostawały konsekwentnie puste, ale ich dotychczasowa bierność, oczekiwanie na gest – akcję zostały przełamane.
Na obecnie przygotowywaną wystawę dzieł Romana Siwulaka w Galerii Foksal pod tytułem „W obecności obrazu” składać się będzie sześć prac, wykonanych w ostatnich latach, które będą tu po raz pierwszy zaprezentowane publiczności. Korelują one z wcześniejszymi dwoma cyklami tworząc z nimi swoistą trylogię.
„Człowiek stoi wyprostowany, odziany elegancko, modnie, w stylu, w garnitur »od Boba Rauschenberga«, z komunikatów, tekstów i obrazów, na czasie. Na białym tle rozlewają się one na nim i za nim, na ogromnej płaszczyźnie obrazu panującego nad wszystkim. To nie człowiek, a manekin »w teatrze życia codziennego«, w »społeczeństwie spektaklu«, w scenicznym obrazie, w którym niknie. Obraz służy temu, by człowieka posiąść, zaanektować, sprowadzić do swej części, rozmyć, by go nie było…
A gdy niknie człowiek, ten, który patrzy, znika sam obraz, którego nie ma, gdy nie jest widziany. Obraz sam niszczy siebie.
Obraz, w nadmiarze obrazów, które się nań składają, sam ten obraz przytłoczony wizualnością nadmierną i natrętną, roztapiając w niej swego widza, samobójczo znika.
Obraz, sprowadzony do tekstu, ginie w nieogarnionej ilości komunikatów, niemożliwych do przeczytania, bo też już nie ma kto czytać.
Roman Siwulak tak rozpoczyna swą intrygę. Maluje jakby teorię Jacquesa Rancière, bo William John Thomas Mitchell chciał, żeby teorie malować. Artysta siedzi przy malarskim warsztacie, farbą ocieka on sam, ten jego warsztat, wreszcie i obraz. Rozlewająca się materia barw ucieka formie, nie zostawia miejsca. Piękny jest w tym malowaniu, w swej kondycji twórcy i w per formatywnym działaniu. Samo zaś malarstwo nabiera podmiotowości.”
Rafał Solewski