obecnie zapowiedzi/info artyści historia kontakt

Roman Siwulak
Pomimo obrazu

wystawa otwarta
od 20 marca
do 24 kwietnia 2009

Kondycja malarza

Roman Siwulak po raz pierwszy zaprezentował swoje prace na I Anonimowej Wystawie w 1971 roku, w Galerii Foksal. Autorem pozostałych dzieł, na tajemniczo zatytułowanej ekspozycji, był Andrzej Wełmiński. Obaj debiutanci uczęszczali wówczas do krakowskiego liceum plastycznego i w obawie przed reakcją pedagogów postanowili zaszyfrować swój publiczny pokaz, ukrywając nazwiska. Podobnie postąpili dwa lata później będąc już studentami krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Z perspektywy dzisiejszego modelu edukacyjnego taki kamuflaż wydaje się czymś śmiesznym i rodzi pytanie: czy obawy młodych twórców miały rzeczywiście jakieś uzasadnienie? Abstrahując od wszelkich względów natury pozaartystycznej trzeba przyznać, że mieli prawo niepokoić się, iż nacechowane młodzieńczym buntem prace mogą mieć negatywny wpływ na ich relacje z nauczycielami. Niewątpliwie bodźcem stymulującym pierwsze próby samodzielnej twórczości anonimowej grupy było spotkanie z Tadeuszem Kantorem, w rezultacie którego obaj młodzieńcy zostali członkami aktorskiego zespołu Teatru Cricot 2. Przygotowując spektakl "Teatru Niemożliwego" znaleźli się jednocześnie w samym środku kantorowskiego dyskursu z konceptualną refleksją nad ontologicznym statusem dzieła sztuki. Toczone w Krzysztoforach i Galerii Foksal dyskusje na temat sensu dematerializacji tradycyjnych form sztuki nasunęły Siwulakowi myśl zacementowania obrazu. Przedstawiając na warszawskiej wystawie pusty, ślepy obraz, zniekształcony jeszcze obcięciem jednego rogu autor pragnął zamanifestować swój pejoratywny stosunek do dotychczasowych praktyk uprawiania malarstwa. Tak radykalny gest ze strony młokosa, który dopiero rozpoczynał artystyczną edukację, z pewnością nie mógł liczyć na przychylność konserwatywnych akademików. Jednak dla Romana Siwulaka akt zdegradowania reprezentacyjnej funkcji obrazu i sprowadzenie płaszczyzny ujętej w ramy jedynie do roli przedmiotu wyznaczył punkt odniesienia dla rozwoju twórczych poszukiwań w późniejszych latach, w których, na przykład poniżał obraz, każąc dostosowywać mu swoje kształty do przedmiotów pozostających w swych naturalnych pozycjach, jak drabina oparta o ścianę czy schody. Dodatkowo jeszcze dezawuował przypisane mu tradycją wartości estetyczne pozłacając drabinę, a schody chlapiąc farbą.

W roku 1976 Roman Siwulak wspólnie z Andrzejem Wełmińskim zrealizowali w Galerii Foksal pokaz pt. "Za szafą". Składał się on z przedmiotów, które wyrwane z macierzystego kontekstu wprowadzone zostały do kontekstu obcego. Poszczególne części, wskutek zestawienia powodującego ich przejście z naturalnego porządku, ze sfery powszedniej rzeczywistości, do innego porządku, nabierały w tych układach nowych znaczeń - właściwych kategoriom sztuki. Transmutacje zwykłych, banalnych elementów artyści postanowili ukryć, schować (np. szafa zasłaniała rozlaną plamę smoły, a wycieraczka skrywała mydło), nawiązując tym zabiegiem do schulzowskiej wizji wspaniałości świata dziur, kątów, kominowych przewodów. Również ten wątek sekretnego ukrycia, schowania znalazł swoje konsekwencje w pracach Siwulaka z początku XXI wieku.

Tymczasem sztuka w ciągu tych trzech dziesięcioleci przekroczyła wiele granic, a jej żywioł zmiótł wszystkie konwencjonalne sposoby obrazowania. Rozlał się szeroko burząc gatunkową jednoznaczność form i rodzajów. Zniszczył pojęcie modernizmu zakładającego postęp zmian, w którym można wyznaczyć jeden kierunek przemian w określonym czasie. Stworzył ponowoczesny świat objawiający się dynamiczną i nieskończoną złożonością.

W serii obrazów wykonanych w latach 2004 - 2006, a pokazanych w Galerii Foksal w 2006 roku Siwulak powrócił do obu zarysowanych w latach 70. zagadnień: obrazu - przedmiotu i potocznej, skrywanej realności. Czynił tak po upływie długiego czasu, z pozycji artysty dojrzałego, doświadczonego, który świadomie operował dawniej wypracowanymi środkami, dla dobitniejszego zaakcentowania problemów klasycznych, ale wciąż aktualnych, odnoszących się do tożsamości malarza i obrazu. Sklecone ze starych desek ramy obejmowały powierzchnię zionącego pustką płótna pokrytego neutralną mieszaniną cementu, gipsu, piasku, popiołu, wapna. Równocześnie ramy ulegały nienaturalnym zniekształceniom. Listwy załamywały się i odchylały tworząc w różnych miejscach szczeliny pomiędzy ramą a płaszczyzną płótna. W te szpary artysta wciskał , jakby ukrywając: surową owczą wełnę, szmaty, sitowie, smołę, węgiel itp. W tym cyklu obrazów-obiektów opatrzonych wspólnym tytułem "Pomiędzy obrazem a ..." Siwulak podejmował problem kondycji malarza, który zrezygnował z malarstwa, ale nie z idei bycia malarzem. Pozostała mu zatem tylko rama - ten nieodłączny atrybut malarstwa, wykreślający granicę terenu zarezerwowanego dla sztuki. Pozostała też presja tradycji obrazu nakazująca pustą powierzchnię wypełnić. Jednakże artysta już wcześniej dokonał aktu degradacji obrazu, jako autonomicznego dzieła sztuki. Wyznaczył mu miejsce pośród innych przedmiotów. Teraz poszedł dalej. Pozornie obraz tracił swoją fizyczną wyjątkowość, wtapiał się w otoczenie, a otoczenie zdawało się przekraczać granicę ram. Paradoksalnie pokryte budowlaną zaprawą płótna sugerujące organiczny związek z otynkowaną ścianą, zamiast łączyć jeszcze potęgowały odrębności podkreślając, że pomosty pomiędzy dziełem a otaczającym światem są iluzoryczne. Ściany stawia się przecież, aby dzielić, odgradzać, zasklepiać. Wraz z podłogą i sufitem wyznaczają skrawek życia odizolowanego od zewnętrznej realności. Jednocześnie ściany są wytworami człowieka, a zatem obraz - przedmiot zawieszony na ścianie to rzecz wstawiona między inne rzeczy. Manipulując zniekształconymi ramami Siwulak wzbogacał metaforyczny sens odczytania swoich prac. Wetknięta, jakby wstydliwie chowana w szczelinach, materia emanowała pierwotnością. Artystę bardziej interesował zaskakujący kontrast pojawienia się surowych materiałów w tak nieodpowiednim miejscu niż język zawartych w nich symboli. To jakby sama potoczność życia, realność nieprzetworzona w żadnych procesach, nieefektowna, bez pretensji do artyzmu wciskała się do obrazu powodując odkształcenie ram, lub odwrotnie to ramy zostały tak celowo zniekształcone, aby zrobić dla niej miejsce dla ukrycia. Z pozoru autotematyczność sztuki Siwulaka wydaje się być anachroniczna lecz wobec haseł zwrotu w sztuce ku zaangażowaniu w aktualne konflikty i ekspresji, gdy wszelkie dyskursy zostały już oswojone, a powierzchowna aktualność zaprzęgnięta w problemy współczesności i polityki, dzieła krakowskiego twórcy, kierujące uwagę ku problemom samej sztuki, tchną niezwykłą świeżością.

W serii dzieł z lat 2006 - 2009 prezentowanych obecnie na Foksalu, zatytułowanych "Pomimo obrazu" obrazy Siwulaka pozostają konsekwentnie puste, ale ich dotychczasowa bierność, oczekiwanie na gest - akcję zostaje przełamana. Odnajdujemy na nich bowiem tropy, skutki jakiegoś działania. Na jednym zauważymy ślady ucieczki przy pomocy liny splątanej z pidżam, na innym kopanie dołu, w jeszcze innym przypadku pozostałości po gigantycznym paleniu papierosów. Znacznie silniej niż we wcześniejszych cyklach płócien do głosu dochodzi fascynacja autora teatrem. Teatr jest bowiem nieprzerwanie ważnym obszarem aktywności artystycznej Siwulaka i to zarówno aktorskiej, jak i dydaktycznej. Po efemerycznym teatralnym widowisku, które żyje chwilą swego trwania na scenie, zostają jedynie rekwizyty, kostiumy, dekoracje. Oczywiście nic nie jest w stanie zastąpić bezpośredniego kontaktu widza z żywym aktorem, ale sam przedmiot - rekwizyt, który brał udział w scenicznej akcji, zawiera w sobie magię niemego świadka zdolnego jedynie swoim istnieniem dowodzić niezwykłości zdarzeń, które się rozgrywały. Prace Siwulaka nawiązują do podobnego stanu w jego twórczości plastycznej. Rezygnując z jakiejkolwiek pikturalnej organizacji płótna, artysta skonfrontował pustkę płaszczyzny z materialnym śladem, przedmiotem zaświadczającym o odbytej tu akcji. Jest w tym jednak też i pewna teatralna gra iluzji z realnością, bo przecież akcja okazuje się fikcją, choć pozostały po niej realne akcesoria. W tych nowych obiektach - obrazach także mocniej ujawnia się dialog autora z przeszłością, historią sztuki. Płótno-ściana naznaczone działaniem przywołuje skojarzenie ze zdarzeniem z początku XX wieku, kiedy to w latach 1911 - 1914 zniknęła z Luwru Mona Liza. Okazało się wówczas, że ważniejsza od niej samej była pusta ściana, ślad po kradzieży. Jeden z ówczesnych krytyków zauważał, że pielgrzymki kontemplujących puste miejsce były o wiele liczniejsze niż, gdy wisiał tam obraz Leonarda. Analogicznie jak we wcześniejszych pracach, Siwulak czerpie z repertuaru zwykłych, codziennych czynności. Niekiedy przesuwa akcenty ironicznie dystansując się od "nowych" haseł programowej aktualności. Na przykład w jednym z obrazów odchyla dolną listwę ramy wypełniając monstrualną popielniczkę imponującą ilością niedopałków papierosów, kpiąc z ignorancji odkrywców - apologetów sztuki nierozerwalnie złączonej z życiem. To przecież niemal dosłowna realizacja frazy z credo Claesa Oldenburga sprzed blisko 40 lat - "Jestem za sztuką, która zostaje wypalona jak papieros i śmierdzi jak para butów"1.

Sztuka Romana Siwulaka to nieustanne poszukiwanie uzasadnienia dla malarstwa, w którym bardziej zaznacza on pragnienia i lęki niż formułuje gotowe rozwiązania. W sprowadzeniu "robienia" obrazu do działalności surowego wyrobnika ukazuje kondycję współczesnego malarza rozdartego między rytuałem rzemiosła a aktem poświęcenia. Tak jak Frank Stella rozumie ideę bycia malarzem na deklarowaniu tożsamości, ale nie tyle własnej tożsamości, "co tożsamości na tyle obszernej, żeby można było dzielić ją z innymi"2. Pragnie zachować godność artysty, który jest partnerem w rozmowie o sztuce, a nie marionetką wyciąganą przez kuratorów, (którzy wiedzą lepiej) dla zilustrowania własnych modnych tez i wizji, odkrywania dawno już odkrytych lądów.

Lech Stangret


1 Katalog Claes Oldenburg, Städliche Kunsthalle Düsseldorf, 1970, cyt. za: Piotr Krakowski O sztuce nowej i najnowszej, PWN, Warszawa 1984, str. 22
2 cyt. za Paweł Polit Rzeczy i słowa Martina Creeda w katalogu: Martin Creed, cały świat + praca = cały świat, CSW Zamek Ujazdowski 2004, str. 11

Copyright © Galeria Foksal MCKiS Design: kaeru